Z Perspektywy Karoliny:
Obudził mnie zapach kawy roznoszący się po całym mieszkaniu. Z niechęcią popatrzyłam na budzik stojący na szafce nocnej. Zegarek wskazywał 8:15. Zeskoczywszy szybko z łóżka, bo trzeba było robić śniadanie, włożyłam szlafrok i pobiegłam do kuchni, w której urzędował już Piotrek.
- Dzień Dobry. Jak się spało? - zapytał z uśmiechem, nalewając kawy do kubków.
- Dobrze się spało. Ja cie bardzo przepraszam, ale pracowałam wczoraj do późna. Już biorę się za śniadanie.
- Już nie musisz. Zrobiłem nam jajecznicę z szynką i cebulą oraz tosty z serem. Do tego moja popisowa kawa. Co prawda musiałem skoczyć po jajka do sklepu, ale to nic.
- To oddam ci pieniądze.
-
Weź daj spokój. Jeszcze nie podziękowałem ci za to, że mnie
przygarnęłaś. - powiedział kładąc na stole
talerze oraz dwa kubki. Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść w ciszy. Przez okno
wpadło kilka promieni wiosennego słońca. Zamknęłam oczy pozwalając, aby
promienie oświetlały moją twarz. W tedy przed oczyma pojawiłam się jego
twarz. Twarz, która prześladowała mnie w koszmarach. Twarz, przez
którą budziłam się w nocy z krzykiem. Twarz, przez którą wylałam
hektolitry łez. Twarz, przez którą stałam się zamknięta w sobie. Twarz, o
której chciałam zapomnieć. Ona zawsze dawała o sobie przypomnieć w
najmniej dogodnym monecie mojego życia. Zacisnęłam mocniej oczy, aby ten
obraz zniknął mi z przed oczu.- Karolina, wszystko okey?- zapytał Nowakowski.
- Tak, tak.
- Mogę cie o coś zapytać.
- Jasne ... pytaj. - powiedziałam podejrzliwie.
- O co wczoraj chodziło z tą "kolorową przeszłością".- Jasne ... pytaj. - powiedziałam podejrzliwie.
Tego pytania się nie nie spodziewałam.Dlaczego akurat musiał ten szczegół.
- Nie chcesz wiedzieć. Może kiedyś ci powiem, ale nie dzisiaj.- Obiecujesz?
- Tak, obiecuje - uśmiechnęłam się blado.
Resztę śniadania dokończyliśmy w ciszy.Przebrałam się i zabrałam się za kończenie mojej pracy.
- Hej. Moja droga, koniec pracy na dzisiaj. - do mojego pokoju jak torpeda wpadł środkowy.- Przecież dopiero zaczęłam.
- To właśnie kończysz, bo zaraz jedziemy na wycieczkę.
- Tak? A gdzie?
- Zobaczysz. - uśmiechnął się tajemniczo. - Masz samochód na chodzie, nie?
- Pewnie , że mam. - moje autko było całkiem nowym nabytkiem. Kuliłam je za pieniądze zarobione w Kandzie. Ubrałam się odpowiednio do pogody, zrobiłam lekki makijaż. Kiedy wyszłam z pokoju zastałam Nowakowskiego stojącego tyłem do mnie. Takiej okazji nie dało się nie wykorzystać.
- Buu... - krzyknęłam za jego pleców. Momentalnie znalazłam się dwa metry nad ziemią.
- I kto teraz czuje satysfakcje?
- To nie sprawiedliwe. - powiedziałam, udając że zaczynam płakać.- I kto teraz czuje satysfakcje?
- Ej , nie płacz . - postawił mnie
przed sobą.
- I kto teraz czuje satysfakcje? - pokazałam mu język i wybiegłam z mieszkania.
- Ja ci dam . - krzyknął za mną.
Dotarłam
do windy i zjechałam na parking. Rozejrzałam się po parkingu , ale po
Piotrku nie było ani śladu. Weszłam do samochodu i czkałam na
Nowakowskiego . Czekałam i czekałam, aż w końcu od naszego małego
"pościgu" minęło 20 minut. Lekko zaniepokojona postanowiłam pójść
sprawdzić co go zatrzymało. Wysiadłam z auta i wsiadłam ponownie do
windy. Kidy weszłam do mieszkania zobaczyłam Piotrka leżącego na
podłodze w przedpokoju.- I kto teraz czuje satysfakcje? - pokazałam mu język i wybiegłam z mieszkania.
- Ja ci dam . - krzyknął za mną.
- Jezus Maria!!! Piotrek otwórz oczy. Proszę cię. - potrząsałam nim, ale to nic nie dało. - K...a Kurek mnie zabije. Trener mnie zabije. Wszyscy mnie zabija.
Chwyciłam za telefon komórkowy. Po policzkach zaczęły mi spływać pierwsze łzy.
-
Jak mogłam do tego dopuścić - popatrzyłam na komórkę na której
wyświetliło się powiadomienie o rozładowanej baterii. Chciałam pobiec do
kuchni ,
żeby skorzystać ze stacjonarnego, ale poczułam dotyk dłoni na moim
biodrach . Straciłam równowagę i upadlam na podłogę obok śmiejącego się
Nowakowskiego . Odskoczyłam od niego jak poparzona.
- Jak mogłeś? - krzyczałam na niego.
- To był tylko żart. - bronił się .
-
To był żart twoim zadaniem?! Bo dla mnie to była powtórka z rozrywki. I
co się tak głupio patrzysz? - wykrzyczałam mu przez łzy.- Jak mogłeś? - krzyczałam na niego.
- To był tylko żart. - bronił się .
- Karolina .. ja ... - zająkną się.
- No co ty? No co?!
Popatrzył na mnie ze smutkiem, bólem, przerażeniem. Wszystkie te emocje miał wypisane na twarzy. Jego milczenie jeszcze bardziej spotęgowało mój wybuch.
- No właśnie tak myślałam! Że nie masz nic co mogłoby cie usprawiedliwiać. I co dalej chcesz kogoś takiego jak ja?! Dziewczynę , która widziała śmierć własnego brata. I co zatkało? Ty nie wiesz jak to jest, kiedy nie możesz pomóc najbliższej osobie. Nie wiesz jak to jest, kiedy czujesz tą bezsilność, bo nie możesz już nic zrobić. Lekarze siłą odciągają cie od jego łóżka, bo chcą go przenieść do kostnicy. A jak zaczyna ci go brakować, prosisz żeby i ciebie dopadła sprawiedliwość. Żeby życie które straciło sens w jednej chwili, skończyło się. I co dalej uważasz, że to był tylko żart?! - w tym momencie dałam ujście emocją , które gromadziły się we mnie już od kilku dni.
Wybiegłam z domu, zostawiając go za sobą. Dobiegłam do samochodu i wyjechałam na ulicę. Jechałam
140km/h . Wyjechanie z miasta zajęło mi tylko 20 minut. Wiedziałam, że muszę się uspokoić, pobyć sama ze sobą. Normalnie pojechałam bym do Aśki, ale pojechała do Roczyn. Zostało mi tylko jedno miejsce w którym mogla się wyciszyć. Było oddalone o 100km od mojego mieszkania. Drga zajmowała mi 1,30h. Ciszę w aucie przerwał dzwonek telefonu, który leżał obok na siedzeniu. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Bartka. Nie chciałam odbierać. Zaraz po nim zaczął dzwonić Wlazły, Winiarski i potem ich żony .Cała piątka dzwoniła na zmianę. Po godzinie jazdy musiała zatankować. Na stacji kopiłam wodę mineralną oraz proszki przeciwbólowe. Wróciłam do auta i chwyciłam za telefon.
20 nieodebranych od "Bartek", 14 "Michał", 10 "Mariusz" , i ich żony po 8. Wyświetlił mi się jeszcze jeden numer. Chociaż go nie zapisałam, domyśliłam się kto to mógł być. Przejechanie ostatniego kawałka zajęło mi mniej czasu niż myślałam. Zaparkowałam na parkingu. Kopiłam jeszcze pięć zniczy oraz bukiet margerytek. Idąc alejkami mijałam ludzi, którzy odwiedzali swoich bliskich. Jednak moją uwagę przykuło małżeństwo pochylone nad malutkim grobem. Oboje ubrani na czarno. Zapewne stali nad mogiłą swojego dziecka. Łzy same cisnęły się do oczu na ten widok. Dochodziłam do grobu mojego brata, kiedy zobaczyłam jego stającego przed marmurową płytą...
<><><><><><><><><><><><><><>><>
Mamy już okrągłą dychę .
Następny rozdział może za 2 tygodnie ;)
Proszę o komentarze.