wtorek, 11 września 2012

AS 7

                                    Z perspektywy Piotrka : 


- Dobranoc. - powiedziałem, ale pewnie już tego nie usłyszała. Stałem, tak patrząc się w zamknięte drzwi jej pokoju. Chciałem żeby wiedziała co do niej czuję. Chciałem, żeby czuła to samo co ja, ale czy to było możliwe? Ona była z Sebastianem, tylko czy była szczęśliwa? Na te pytania chciałem znać odpowiedź. Obróciłem się na pięcie i wszedłem do pokoju. Zasypiając miałem przed oczyma jej uśmiechniętą twarz. 


  Rano obudziłem się o szóstej. Ubrałem się w dres i poszedłem do łazienki. Wychodząc z  pomieszczenia, zobaczyłem Karolinę przy drzwiach sypialni. Była ubrana w spodnie dresowe , bluzeczkę na ramiączkach bluzę oraz buty. Włosy związała w kucyk .
- Obudziłem cię? Przepraszam. Próbowałem zachowywać się cicho. - powiedziałem.Na co ona podskoczyła i złapała się za serce.
- Jezu... ale mnie wystraszyłeś - uśmiechnęła się.- Nie masz za co przepraszać,nie obudziłeś mnie.
- Aha... to gdzie się wybierasz?
- Pobiegać, a jak będę wracać do wstąpię do sklepu bo nie mamy nic na śniadanie. A ty nie możesz spać, czy też się gdzieś wybierasz?
- No ja... - podrapałem się z tylu głowy. - też miałem zamiar iść pobiegać
- Skoro oboje wychodzimy, to może dam ci komplet kluczy do mieszkania? Bo mi powinno trochę zejść.
- A czy moglibyśmy...? - nie dokończyłem , bo bałem się jak zareaguje na końcówkę "my".
- Moglibyśmy?
- Pobiegać razem, obiecuję, że dostosuję się do twojego tępa. - zasugerowałem.
- Jasne - powiedziała uśmiechając się.
Wyszliśmy z domu i pobiegliśmy w stronę parku.  
Park był pusty, oprócz gołębi, nie było ani jednej żywej duszy. Nie rozmawialiśmy, po prostu biegliśmy. Co jakiś czas zerkałem na nią. Biegnąc jedna ze żwirowych ścieżek, podziwialiśmy staw, w którym pływały kaczki i dwa białe łabędzie. Nagle Karolina potknęła się o korzeń, który wystawał z ziemi i upadła. Leżała z głową ukrytą w trawie i trzymała się za nogę. Przyklęknąłem przy niej.
- Karolina, powiedz gdzie cie boli?!- w moim głoście dało się wyczuć nutę przerażenia i paniki.
- Piotrek. Kolano!
- Tylko spokojnie. Pokaż mi, to może coś zaradźmy.
Zrobiła to o co ją prosiłem . Po twarzy spływały jej łzy. Podniosłem nogawkę. Moim oczom ukazały się liczne zadrapania , siniaki oraz jedna duża rana ,z której krew wylewała się nienaturalnie szypko.
- Potrzebuję paczkę chusteczek i twoją bluzę.
Zdjęła bluzę.
- Chusteczki są w kieszeni - powiedziała płacząc.
Wytarłem nogę z krwi i położyłem cała resztę chustek  na ranie , potem obwiązałem je bluzą , żeby trochę zatamować przepływ krwi. Karolina prze cały ten czas próbowała potrzymać łzy, ale nie zbyt jej to wychodziło. Po zrobieniu czynności, które należały do mnie zadzwoniłem po pogotowie. Nie czekaliśmy dłużej niż 10 minut. Karolinę wzięli na nosze i wsadzili do karetki. Ja musiałem ubłagać panią doktor ,żeby zabrali mnie ze sobą. Po dotarciu do szpitala, wzięli Karolkę do zabiegowego. Przyszedł do nas bardzo ,,miły``doktor, który próbował ją jakoś poderwać, chociaż była dla niego tylko pacjentką. Cóż za szczyt bezczelności.
- Co mogę powiedzieć, nie jest tak źle jak się spodziewałem. Nie straciła Pani za dużo krwi, a ranę możemy spokojnie zaszyć. Ścięgna nie są uszkodzone, zakażenie się nie wdarło, więc będę mógł Panią spokojnie wypuścić do domu. A szkoda, bo myślałem, że będę mógł się Panią trochę opiekować. - powiedział uśmiechając się do niej. Odwzajemniła uśmiech, lekko się czerwieniąc.
- A długo będę musiała nosić te szwy? Za dwa tygodnie wyjeżdżam do Kanady.
- Spokojnie zdążymy. Wystarczy że przyjdzie Pani do nas za jakiś tydzień, wszystko powinno się ładnie zrosnąć, wiec za jakieś trzy tygodnie nie powinno być śladu.
- To dobrze. Niech doktor zacznie swoja powinność - uśmiechnęła się blado i popatrzyła na mnie.
Chciała coś wyczytać z mojej twarzy, ale chyba nie tego czego się spodziewała.
Po 20 minutach wyszliśmy z gabinetu i skierowaliśmy się w stronę wyjścia ze szpitala. Wróciliśmy do domu autobusem, bo nie mieliśmy innego wyboru. Przez całą podróż ja rozdawałem autografy (wiedziałem, że tak będzie, zresztą nie przeszkadzało mi to), Karolina usiadła z tyłu. Kiedy wreszcie udało mi się oderwać wzrok, od kartek które wciąż podawali mi pasażerowie, zobaczyłem Karolinę wyglądającą przez okno, a po jej policzkach płynęły łzy. Nie odezwaliśmy się do siebie, ani jednym słowem. Kiedy weszliśmy do domu, ani kiedy jedliśmy obiad. Godziny upływały jedna po drugiej. A my mijaliśmy się tylko na korytarzu. Dochodziła 16  kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Słyszałem, jak otwiera je i zamyka.
Potem okrzyk radości, a chwilę później szloch. Zdezorientowany wszedłem do salonu. Na stole były rozsypane zdjęcia . Chwyciłem jedno z brzegu. To co zobaczyłem było dla mnie ogromnym szokiem. Nie wierzyłem własnym oczom. Na zdjęciu znajdował się Sebastian, który całował się z Olą.
- Piotrek bardzo mi przykro. - powiedziawszy to, wstała i zniknęła za drzwiami swojej sypialni.
Momentalnie chwyciłem za telefon i wybrałem numer Olki. Po kilku sygnałach włączyła się sekretarka.
- Po Lidze Światowej, ma cię nie być w moim mieszkaniu. Masz się wynieść. Wiem z kim mnie zdradziłaś. Pan nazywa się Sebastian Byrski. - po tym zakończyłem połączenie. W mieszkaniu panowała całkowita cisza, z pokoju Karoliny nie wydobywały się żadne odgłosy.  Podszedłem do drzwi i lekko zapukałem. Nikt mi nie odpowiedział, więc nacisnąłem klamkę. Na łóżku leżały puste ramki, a zdjęcia były roztargane na pół. Serce na ścianie zostało wybrakowane. Poszedłem do garderoby. Zapukałem. 
- Proszę - Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazało się pobojowisko. 
- Co ty robisz?
- Jak to co robię? Pakuję tego dupka!!!- krzyknęła i rzuciła jego marynarkami w walizkę. Z jednej z nich wypadło małe czerwone pudełeczko. Podniosła je i otworzyła . 
W środku znajdował się pierścionek . Wzięła go i wsunęła na palec . Pasował idealnie . Pokręciła głową z dezaprobatą i zdjęła pierścionek z palca, zamknęła pudełeczko. Patrzyłem na to z wielkimi oczami. 
Zamknęła walizki i chwyciła za telefon.      
- Sebastian? Musisz szypko wracać do domu. - powiedziała jak gdyby nigdy nic. 
- Co? Dlaczego? - krzyczał do słuchawki . 
- Chcą nas wyeksmitować. Potrzeby jesteś jako prawnik. - kłamała jak z nut. 
- Że co? Dobra już jadę, będę za trzy godziny. - rozłączył się. Popatrzyła na telefon. 
- Szybko poszło. Dobra teraz walizki do przed pokoju i czekamy. Dochodzi 18.30 .To może skoczę do sklepu i coś zrobimy na kolację. - postawiła walizki przy ścianie, a na najwyższej z nich postawiła pudełeczko z pierścionkiem. 
- To na co miałbyś ochotę? - Zapytała z lekkim uśmiechem.
- Tost z serem lub powidłami? - Odpowiedziałem tym samym.
-  Może być. To ja lecę do sklepu. Spacer dobrze mi zrobi. Muszę rozruszać tą moją nogę. - powiedziała zakładając buty.- Kupić coś jeszcze? 
- To może pójdziemy razem? - zaproponowałem. Popatrzyła na mnie z przymrużeniem oka. 
- Jak chcesz, to choć. - Założyłem buty i wyszliśmy w stronę sklepu.





 

((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((=

Przepraszam Was bardzo , za to że tak długo się nie odzywałam , ale nie miałam czasu.
 Zaczęła się szkoła  i trzeba się uczyć.
Miłego czytania .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz